Conrado Buchanelli Holz zadebiutował w Biało-Zielonych barwach w ubiegłym roku 7 lutego w wyjazdowym meczu ze Śląskiem Wrocław. Od razu zagrał 90 minut i w zremisowanym 2:2 meczu zapisał na swoim koncie asystę przy otwierającej wynik spotkania pierwszej bramce Flavio. Od tego występu minął niewiele ponad rok i kontynuując cykl rozmów z zawodnikami, którzy przybyli do Lechii na początku ubiegłego roku zapytaliśmy go jak wyglądał ten okres z jego perspektywy.
Urodziłeś się na południu Brazylii (Ajuricaba), ale latem ubiegłego roku byłeś we Włoszech w związku z paszportem. Jakie są Twoje korzenie?
Mój dziadek był Włochem i pojechałem do Włoch, aby odebrać włoski paszport. Dla mnie oznacza to przede wszystkim praktyczne ułatwienie pobytu w Europie. Dzięki temu będę mógł bez załatwiania wielu formalności grać w Lechii czy innych klubach europejskich. To daje mi również większe możliwości gry w klubach europejskich.
Czyli dzisiaj masz podwójne obywatelstwo?
Tak, po dziadku mojej mamy, po którym mam jeden człon nazwiska Buchanelli, jestem Włochem i tym samym obywatelem Unii Europejskiej. Niestety we Włoszech nie mieszkają już członkowie mojej rodziny. Ten proces trwał długo, musiałem przedstawić wiele dokumentów, ale latem ubiegłego roku udało mi się to potwierdzić. Wiem, że to byłoby bardzo trudne, ale teraz teoretycznie mógłbym wystąpić w reprezentacji Włoch.
Drugi człon nazwiska nie brzmi po brazylijsku…
Holz jest po jednym z moich przodków ze strony ojca, który pochodził z Niemiec. Mogłem też ubiegać się o paszport niemiecki, ale tam procedury były bardziej skomplikowane.
Jesteś w Lechii już ponad rok – jak podsumujesz ten okres?
Jak tylko przyjechałem, było mi bardzo trudno. Nie znałem ani polskiego, ani angielskiego. Wtedy bardzo pomógł mi Flavio, zresztą tak jest do dzisiaj. Nie tylko językowo. Początkowo byliśmy we trzech, którzy mówili po portugalsku, bo w drużynie był jeszcze Ze Gomes. Teraz coraz więcej rozumiem po polsku, w szatni, na boisku, podczas odpraw. Czynnie jeszcze nie znam go na tyle, aby swobodnie się porozumiewać, ale biernie już wygląda to lepiej niż na początku. Nawet jeśli wciąż często potrzebuję tłumaczenia, to z każdym miesiącem czuję się pewniej językowo. Dzisiaj bardzo mi się tutaj podoba – w Gdańsku, w Polsce. W porównaniu z Brazylią żyje mi się tutaj bardzo dobrze – również pod względem sportowym.
To dobre samopoczucie powoduje, że na dłużej chciałbyś zostać w Polsce czy myślisz jeszcze o zawojowaniu Europy?
Jako profesjonalny piłkarz nigdy nie wiesz, gdzie będzie grał. Z czasem mogą się pojawić nowe możliwości dalszego rozwoju dla mnie, ale dzisiaj dobrze czuję się tutaj, w Gdańsku.
Jeśli dzisiaj miałbyś wybierać kierunek – do jakiej ligi chciałbyś trafić?
Podobają mi się ligi włoska, niemiecka. Oczywiście to bardzo wysoki poziom, ale chciałbym mieć możliwość spróbowania swoich sił w tych krajach. Ze względu na język nie wykluczam też kierunku portugalskiego, ale to też nie jest łatwe.
Masz 23 lata, wciąż jesteś młodym zawodnikiem. Stosunkowo szybko zrezygnowałeś z walki o miejsce na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Brazylii. Czy to wynika z różnic w futbolu w Twoim kraju i Europie?
W Europie jest większa dyscyplina, widzę też duże różnice pod względem mentalnym, fizycznym. Tutaj gra się o wiele intensywniej, za to moi rodacy są lepsi technicznie. Chciałem spróbować swoich sił w Europie i na razie jestem zadowolony.
A propos dobrej techniki, z Ameryki Południowej wywodzą się wspaniali zawodnicy. Często stają się ikonami i idolami młodych zawodników. Kogo Ty chciałeś naśladować?
Od samego początku bardzo imponowali mi dwaj zawodnicy Barcelony Messi i Ronaldinho. Z graczy na mojej pozycji podziwiałem grę Roberto Carlosa a teraz nadal wzoruję się na Marcelo – moim rodaku występującym w Realu Madryt.
Trener Stokowiec powiedział o tobie, że jesteś rzadkim zawodnikiem z dużą liczbą włókien szybkokurczliwych, o których trzeba szczególnie dbać. Jak Ty to widzisz?
Tak mnie stworzyła matka natura. Jestem dynamiczny, lubię rywalizować i pokazywać charakter. Dzięki takiej postawie doceniano mnie w Brazylii i również w polskiej Ekstraklasie takie umiejętności się przydają, bo ta liga jest bardzo intensywna.
W ostatnim meczu byłeś zawodnikiem, który przebiegł największą odległość na poziomie „high speed running”. Czy rzeczywiście sprinty to Twój największy atut, czy wymagała tego od Ciebie pozycja po przerwie (lewy obrońca)?
W Szczecinie grałem 90 minut, co było rzadkością, bo wcześniej grałem raczej ok. 60 minut, czasem jedną połowę. Myślę, że grając całe mecze mogę dawać z siebie tyle co mecz.
Rozmawialiśmy o Twoich atutach, ale w oczy rzuca się też brak umiejętności utrzymania wysokiej formy na dłużej. Z jednej strony masz mecze, w których bramki i asysty, z drugiej masz momenty, kiedy jesteś o wiele mnie widoczny na boisku. Z czego to wynika?
Każdy mecz jest różny. Czasem masz więcej okazji, czasem przez cały mecz nie masz ani jednej. Są też mecze, które po prostu nie wychodzą tak, jak bym chciał, ale pamiętajmy, że piłka to gra drużynowa, więc dużo zależy również od dyspozycji całego zespołu. Wcześniej, gdy grałem w Brazylii moja forma była bardziej stabilna. Być może wynikało to z faktu, że grałem jako lewy obrońca i wymagania wobec mnie w ofensywie były zdecydowanie mniejsze. Nie byłem rozliczany z bramek czy asyst po każdym meczu. Inaczej jest teraz, gdy często jestem ustawiany jako skrzydłowy. Od piłkarza na tej pozycji wymaga się liczb za bramki i asysty. To naturalne, że wtedy jestem oceniany przez ten pryzmat.
Jaka jest więc Twoja ulubiona pozycja?
Obecnie czuję się lepiej jako lewy pomocnik. Mogę grać na wielu pozycjach i też na różnych stronach, ale obecnie lewa strona ofensywy najbardziej mi odpowiada. W ubiegłym roku dałem Lechii łącznie 3 bramki i 11 asyst i czuję, że w tym roku mogę to powtórzyć, a nawet pokusić się o więcej.
W niedawnej rozmowie dla mediów klubowych Rafał Pietrzak powiedział, że nigdy do końca nie wiadomo, co wymyślisz na boisku. Ile w Twojej grze jest improwizacji, a ile to wypracowana część?
Grając w środku pola potrzebujesz improwizować. Trenerzy naszych przeciwników obserwują nas, wiedzą, jak gramy, dlatego próbuję za każdym razem coś zmienić i zaskoczyć rywala. To akurat byłoby dobrze, gdyby na odprawie przed meczem trener rywali powiedział, że nie wie, czego się po mnie spodziewać.
Jaki pozostaje Twój cel na ten sezon?
Awans do Ligi Europy. Myślę, że wciąż stać nas na to, aby powalczyć o udział w pucharach.
Tego życzymy!