Piotr Stokowiec został najdłużej pracującym trenerem Lechii Gdańsk, licząc szkoleniowców, którzy prowadzili drużynę na najwyższym poziomie rozgrywkowym, podczas jednego pobytu w Klubie. Wykorzystaliśmy tę okazję do dłuższej rozmowy z trenerem, w której podsumowuje swoją dotychczasową pracę w Gdańsku, ale też mówi o swoich sportowych planach i marzeniach. Zapraszamy na drugą część rozmowy z trenerem Biało-Zielonych. Pierwszą znajdziecie klikając TUTAJ.
Niedawno na konferencji powiedział Pan, że często „wygrywacie mecze taktyką, sposobem, sprytem”. Czy w tej sytuacji awans do fazy eliminacyjnej europejskich pucharów byłby błogosławieństwem, czy raczej – jak to powiedział niedawno Michał Probierz – „pocałunkiem śmierci”?
Jako sportowiec i człowiek ambitny zawsze będę dążył do osiągnięcia jak najlepszego rezultatu i zawsze będę chciał się zakwalifikować do europejskich pucharów, bo taki jest sens rywalizacji sportowej. Niezależnie od kadry, którą mamy do dyspozycji, zawsze będziemy dążyć do tego, aby być jak najwyżej. Zasmakowaliśmy już pucharów, mamy wciąż w pamięci rywalizację z Brondby i na pewno chcemy to powtórzyć. W ostatnich latach przykłady Legii czy Lecha, które próbowały swoich sił w Europie, pokazują, że mamy w Polsce problem krótkiej kołdry. Aby skutecznie móc rywalizować w europejskich pucharach trzeba mieć 28-30 zawodników bardzo wyrównanych, gdzie jest mocna rywalizacja i każdy z tej grupy może wejść i grać jak równy z równym. Ja oceniam w tej chwili nasz potencjał sportowy na pozycje 4-8 w polskiej Ekstraklasie i to jest szczera, uczciwa ocena. Ale przecież mamy swoje ambicje, wyższe niż potencjał sportowy, dlatego będziemy dążyć do osiągnięcia jak najlepszego wyniku. Każdy kibic patrząc z boku może sam ocenić i porównać nasz potencjał z czołowymi klubami Ekstraklasy, choć to nie zawsze odzwierciedla się w wynikach. Widzimy, jaki potencjał mają w tym sezonie np. Lech czy Cracovia, a wyniki osiągane przez te drużyny są dalekie od ich możliwości.
Teraz zmienia się formuła gry w europejskich pucharach.
Tak, dlatego granie na arenie międzynarodowej zawsze jest rozwijające dla trenera, ciekawe dla kibiców i taki jest sens grania w piłkę – mierzyć jak najwyżej, sprawiać niespodzianki – niezależnie od tego, jaką kadrą będziemy dysponować. Wyzwaniem w europejskich pucharach na pewno będzie problem krótkiej kołdry, ale – jak już powiedziałem – to dotyczy wszystkich polskich klubów. Wyrównany skład 28-30 zawodników to jest podstawa do osiągnięcia czegoś więcej w rozgrywkach europejskich, niż tylko sam awans do fazy eliminacyjnej.
Razem z Łukaszem Smolarowem i Pawłem Habratem wydaliście suplement dot. przygotowania psychologicznego do Narodowego Modelu Gry PZPN. Książka powstawała ok. 10 lat. Ile z treści, które można znaleźć w książce, zaczerpnęliście z pracy w Lechii?
Lechia jest częścią tego suplementu i przy tej okazji bardzo dziękuję za zaufanie prezesowi Adamowi Mandziarze, który umożliwił nam wykorzystanie naszego doświadczenia wyniesionego z Lechii i podzielenie się tą wiedzą z innymi. Pisząc tę książkę czerpaliśmy po części z każdego miejsca, w którym wcześniej razem pracowaliśmy. Przez ostatnie trzy lata, prowadząc Lechię, spisywaliśmy te doświadczenia. Dlatego zdecydowanie Lechia jest „współtwórcą” tej książki, a trenerzy z nami współpracujący naocznymi świadkami jej powstawania.
Ta pozycja została bardzo dobrze przyjęta w środowisku piłkarskim, szkoleniowym.
Po jej wydaniu braliśmy udział już w kilku kursokonferencjach, udzieliliśmy wielu wywiadów na ten temat, za jej pomocą edukujemy trenerów m.in. w Pomorskim ZPN, organizujemy staże trenerskie, co jest możliwe dzięki dobrej współpracy m.in. z Radosławem Michalskim i Andrzejem Szwarcem. Lubimy dzielić się wiedzą i cieszę się, że akurat pracując razem z Łukaszem Smolarowem i Pawłem Habratem w Lechii Gdańsk napisaliśmy wartościową książkę, której nie powstydzilibyśmy się również na rynku europejskim. Usystematyzowaliśmy tę wiedzę na temat przygotowania mentalnego i wspólnie z Lechią stworzyliśmy następny kawałek wspólnej historii. To też pokazuje, jak owocna jest ta współpraca w Gdańsku. To nie tylko medal, czy puchary, ale również edukacja trenerów. Wierzę, że to będzie służyło wielu osobom nie tylko na Pomorzu, ale w całej Polsce.
Czy to oznacza, że w Gdańsku znalazł Pan dobry klimat do pracy w ogóle?
Myślę, że to nie jest przypadek, że tutaj zdecydowaliśmy się napisać tę książkę. To pokazuje, jak dobrze się tu czuję, jak dobrze oddycha mi się nadmorskim powietrzem i nie ukrywam, że chciałbym nim jeszcze dłużej pooddychać. Mimo że żyjemy w trudnych czasach. Sytuacja finansowa wielu klubów mocno się pogorszyła. Być może niedługo przyjdzie nam się odnaleźć w nowej rzeczywistości, ale jeśli będę czuł, że nadal możemy zapisać się w historii Klubu i dalej odbudowywać jego markę, co wymaga czasu, to chętnie zostanę na dłużej. Oczywiście wola współpracy musi być po obu stronach, a pamiętajmy, że trenera rozlicza się z wyników. Zdaję sobie sprawę również z tego, że przede wszystkim musimy spełniać oczekiwania sportowe, bo to będzie główny czynnik decydujący o tym, czy władze Klubu będą chciały kontynuować tę współpracę. Co akurat jest zbieżne z moim wyobrażeniem, bo ja też chcę osiągać najlepsze wyniki, chcę grać o coś i zdobywać trofea. Dzisiaj, mimo że już pobiłem rekord pracy w klubie, nie czuję upływu czasu. Cały czas coś się dzieje, wciąż jest coś do zrobienia. To mnie napędza każdego dnia i jestem otwarty na dalszą współpracę, ale tylko jeśli będzie szansa na osiągnięcie dobrych wyników sportowych.
W jednej z rozmów wspominał Trener o kolejnym kroku, którym mogłoby być prowadzenie drużyny w innej lidze europejskiej. Z propozycji z jakiej ligi najbardziej by się Pan ucieszył?
Moim marzeniem jako trenera jest usłyszeć Mazurek Dąbrowskiego i hymn Ligi Mistrzów. Jeśli możemy się trochę rozmarzyć to liga włoska by mi odpowiadała, bo tam jest dobra defensywa, catenaccio, ale też… dużo słońca i świetna pizza. Liga angielska jest atrakcyjna, bo tam z kolei… bardzo dobrze płacą [śmiech]. Liga niemiecka zawsze była na wysokim poziomie organizacyjnym, a ja w swojej pracy przywiązuję do tego bardzo dużą wagę. Liga francuska jest też bardzo ciekawa, bo mają tam dobre… bagietki, sery i wino [śmiech].
A na poważnie?
Każda z tych lig ma w sobie coś atrakcyjnego i nie obraziłbym się na żadną propozycję. Schodząc na ziemię – to są marzenia i możemy o nich porozmawiać z uśmiechem. Jednocześnie od dłuższego czasu wzorujemy się na trenerach z tamtych lig, uczestniczymy w różnych konferencjach, słuchamy podcastów, władamy kilkoma językami, przez co tę wiedzę mamy naprawdę sporą. Nie musimy mieć kompleksów. Zauważam, że idzie w Polsce fala młodych, ambitnych trenerów. Brakuje nam sukcesów międzynarodowych, ale wierzę, że to kwestia czasu, kiedy polscy trenerzy będą się liczyć w Europie. Ze swojej strony robię tyle, ile mogę, żeby podnosić poziom polskich szkoleniowców i na to pracuję każdego dnia. Niedawno mówiłem na konferencji o hiszpańskiej koncepcji sin duda, którą odpowiedzieliśmy na wywodzący się z Niemiec gegenpressing, co najlepiej potwierdza, że namiastkę Europy mamy w polskiej lidze na co dzień. Słuchamy, podpatrujemy innych trenerów, jeździmy na staże, niedawno sam byłem w Portugalii w FC Porto, moi asystenci też jeżdżą na tyle, na ile na to pozwala ciągłość naszej pracy i obecna sytuacja epidemiczna. Widzimy, że pracujemy już bardzo podobnie.
Na czym więc polega różnica?
Przede wszystkim na tym, że tam trenerzy mają dostęp do zawodników z najwyższego topu. Ich umiejętności techniczno-taktyczne są na takim poziomie, że łatwiej jest im realizować założenia taktyczne, zmieniać systemy. Na tym polega dzisiaj największa różnica, bo wiedza i narzędzia, którymi dysponujemy, są podobne. Dyplom UEFA Pro mają Mourinho, Simeone, ale mają też polscy trenerzy, również ja. Dysponujemy jednak zupełnie innymi zawodnikami, którymi musimy realizować założone cele. Nie mam kompleksów porównując się z innymi trenerami, jednak aby nasza marka szła przed naszymi umiejętnościami, musimy zacząć odnosić sukcesy reprezentacyjne i klubowe. W topowych ligach zatrudnia się trenerów, którzy osiągnęli dobre wyniki z reprezentacjami lub w europejskich pucharach. Im wyższa pozycja reprezentacji czy klubów w rankingach, tym również ranga trenerów będzie rosła. A z drugiej strony nie mając dostępu do zawodników z bardzo wysokimi umiejętnościami trudno jest taki wynik osiągnąć. To są naczynia połączone. Niebagatelną rolę oczywiście grają tutaj budżety. Możemy starać się niwelować te różnice budżetowe dobrą organizacją, dobrą grą. Ja wiem, że zrobię wszystko, żeby bić się z Lechią o europejskie puchary i powoli pukać do Europy i zaistnieć nie tylko na rynku polskim, ale też europejskim. Tylko z takim celem mogę codziennie się rozwijać i stawać się coraz lepszym trenerem.
Osiągniętymi wynikami oraz dzięki długości prowadzenia drużyny już przeszedł Pan do historii Klubu i w Gdańsku zostanie Pan zapamiętany. Jeśli jednak kiedyś zmieni Pan otoczenie, jak zapamięta Pan Gdańsk i Lechię?
Zapamiętam na pewno dobre rzeczy, a jest co pamiętać, bo doświadczyłem gry i zwycięstwa w finale Pucharu Polski przed niemal 54 tysiącami widzów na Stadionie Narodowym. To była niezapomniana majówka w Warszawie. Zapamiętam niesamowicie oddanych kibiców, wszystkich ludzi zaangażowanych w budowanie i funkcjonowanie tego Klubu. Kibice w Gdańsku bardzo często potrafią trafnie ocenić poczynania drużyny, potrafią też stać za nią murem i pokazać niebywałą solidarność z nami. W Gdańsku ludzie są szczęśliwsi niż gdziekolwiek indziej i to widać na co dzień. Czekam z utęsknieniem na moment, kiedy kibice wrócą na stadiony. Właśnie ta gdańska atmosfera daje mi dużego kopa do tego, żeby chcieć więcej, żeby się rozwijać i zdobywać dla tego miasta kolejne trofea.
Trzymamy za słowo!
Dzisiaj mam przed wszystkim nadzieję, że wspólnie uda nam się przetrwać pandemię. Razem przebudowaliśmy już bardzo dużo w Klubie i myślę, że to nie koniec, bo władze Klubu i kibice wciąż dają nam jako sztabowi i drużynie na każdym kroku duży kredyt zaufania. Zdaję sobie sprawę z tego, o czym powiedziałem wcześniej, że jestem rozliczany z wyniku i ten moment rozstania kiedyś nadejdzie, ale wierzę w to, że do tych dotychczasowych dobrych wspomnień jeszcze coś dorzucimy. Dobrze pracujemy, mamy zrównoważony sztab, w którym łączymy doświadczenie z głodem kolejnych sukcesów i wprowadzaniem nowych rozwiązań. Klub coraz lepiej wygląda organizacyjnie, mamy wielu perspektywicznych, młodych zawodników, którzy też mają się od kogo uczyć i to daje powody do optymizmu na przyszłość. Już dużo zrobiliśmy dla Lechii, ale jeszcze wiele jest do zrobienia i wierzę, że to się uda.