Kristers Tobers mimo młodego wieku jestem jednym z zawodników, którzy regularnie wychodzą w podstawowej jedenastce Lechii, ale też kadry narodowej Łotwy. Dlaczego selekcjoner reprezentacji Łotwy powołuje go nawet, gdy jest świeżo po kontuzji oraz o tym, dokąd chciałby się przenieść z ligi polskiej zawodnik Lechii opowiedział nam w rozmowie po meczu ze Śląskiem Wrocław.
Jesteś jednym z wielu młodych zawodników w drużynie. Ostatni rok nie rozpieszczał zwłaszcza tych, których rodziny i najbliżsi zostali za granicą. Jak sobie z tym radzisz?
Trzymamy się razem – przede wszystkim w grupie młodych graczy z zagranicy. Dużo czasu spędzam z Mykołą Musolitinem, Omranem Haydarym, Egzonem Kryeziu, Egym Maulaną Vikri czy Conrado. Część z nas mieszka blisko siebie, więc wzajemnie się odwiedzamy i to ułatwia nam czas, kiedy nie możemy być z bliskimi i spotykać się w przestrzeniach publicznych ze względu na reżim sanitarny. To jest jednak ciężki czas dla nas. Moja rodzina w ubiegłym roku odwiedziła mnie 2 razy, podobnie jak moja partnerka. Wtedy życie prywatne pozwala mi też oderwać się od tego, czym zajmuje się jako zawodnik. Każdy potrzebuje równowagi pomiędzy życiem zawodowym i prywatnym, a przez Covid-19 ten balans jest zaburzony. Teraz skupiam się na grze, bo do końca sezonu mamy sporo do osiągnięcia, ale po zakończeniu sezonu chcę wrócić do domu i spędzić trochę czasu z bliskimi.
Dokąd wracasz? Do Dobele, gdzie się urodziłeś, czy do Liepaji, gdzie kontynuowałeś swoją karierę piłkarską?
Z Dobele moi rodzice wyprowadzili się, gdy miałem 2 lata, bo dostali propozycję pracy niedaleko granicy łotewsko-litewskiej. Do szkoły podstawowej chodziłem więc w Rucavie, małej miejscowości położonej 8 kilometrów od granicy z Litwą. Do Liepaji natomiast rodzice codziennie mnie wozili na treningi piłkarskie. Dziś po latach tym bardziej to doceniam, bo w jedną stronę to 50 kilometrów. Po ukończeniu podstawówki kontynuowałem naukę i treningi w Liepaji, ale ze względu na duże obciążenia treningami swoją 12. klasę (ostatnia klasa szkoły średniej liczona od początku edukacji na Łotwie) ukończyłem 2 lata temu w Rydze on-line. Odpowiadając na pytanie – wracam do rodziców do Rucavy.
Na Łotwie oprócz piłki popularne są też hokej na lodzie i koszykówka – masz świetne warunki fizyczne [1,92] do uprawiania obydwu tych dyscyplin. Dlaczego zdecydowałeś się akurat na piłkę?
W przedszkolu trenowałem hokej na lodzie, ale treningi kolidowały z pracą rodziców i nie mogłem ich kontynuować. Potem próbowałem tańca towarzyskiego. W mojej szkole był jednak kolega – starszy o kilka lat – który trenował piłkę i jego rodzice zaproponowali, żebym spróbował. Na pierwszym treningu strzeliłem sześć bramek i trener powiedział, że mam kupić koszulkę i spodenki, bo następnego dnia jadę z nimi na turniej. Po dwóch tygodniach był kolejny turniej, który przypadał na ten sam dzień, kiedy odbywał się turniej tańca towarzyskiego. Wtedy musiałem ostatecznie wybrać i zdecydowałem się na piłkę. Mój tata grał profesjonalnie w piłkę ręczną, ale ze względu na skromne zarobki sportowców uprawiających tę dyscyplinę w moim kraju musiał łączyć to zajęcie z pracą, więc jakoś za bardzo mnie do tego nie namawiał. Moja mama z kolei uprawiała lekkoatletykę, więc nie miałem żadnych tradycji w rodzinie do uprawiania koszykówki czy hokeja na lodzie. Obydwie dyscypliny są na Łotwie na bardzo wysokim poziomie, ale mój wybór padł na piłkę nożną.
Mimo młodego wieku rozegrałeś już 12 meczów w pierwszej reprezentacji Łotwy, w której zadebiutowałeś w mając 18 lat. Wcześniej przeszedłeś przez wszystkie reprezentacje młodzieżowe od U-16 do U-21, rozgrywając łącznie 34 mecze i strzelając 8 bramek. To spory dorobek. Czujesz się pewniakiem przy powołaniach selekcjonera Dainisa Kazakevicsa?
Tak. Mam bardzo dobre relacje z trenerem reprezentacji, znam swoją rolą w zespole i wiem, że jeśli tylko będę zdrowy, będę powoływany do reprezentacji.
Wcześniej otrzymałeś powołanie nawet gdy nie byłeś w optymalnej dyspozycji ze względu na kontuzję.
Tak, wtedy naszemu nowemu selekcjonerowi [Dainis Kazakevics zmienił Slavisa Stojanovica w styczniu 2020 r. – przyp. red.] zależało, żebym przyjechał mimo pauzy w klubie spowodowanej kontuzją. Znaliśmy się już wcześniej, bo grałem pod jego okiem w reprezentacji U-21. Powiedział mi wtedy, że potrzebuje mnie też do budowania atmosfery w zespole i być może nie zagram w żadnym meczu, ale chciałby, abym był na zgrupowaniu. Ostatecznie zagrałem we wszystkich trzech meczach. W niepełnym wymiarze po 45, czy 60 minut, ale to była dla mnie najlepsza rehabilitacja, po długim okresie powrotu do zdrowia, ale także wyraz zaufania od trenera. Nie bez znaczenia było też to, że po długiej przerwie spotkałem się z kolegami z kadry, miałem ponownie okazję rozmawiać w ojczystym języku i do tego zagrałem. Trener Kazakevics wiedział, co robi – to podziałało na mnie bardzo dobrze. To dało mi też dużego „kopa” i po powrocie do Gdańska wróciłem też do podstawowego składu Lechii.
Podczas ostatnich eliminacji do mistrzostw świata rozegraliście trzy mecze: z Czarnogórą, Holandią i Turcją. W wszystkich zagrałeś po 90 minut. Niestety po dwóch porażkach dopiero z Turcją udało Wam się zremisować.
W łotewskim futbolu musieliśmy odciąć się od przeszłości grubą kreską. Ostatnich kilka lat nie było dla nas udane. Mam jednak nadzieję, że idziemy do przodu – to ostatnie 3 mecze reprezentacji pokazały, że potrafimy grać dobrze.
W trzech meczach osiągnęliście dwie porażki i remis i mówisz, że pokazaliście potencjał?
Tak, ponieważ z miejsca, gdzie do niedawna znajdował się łotewski futbol tak trzeba rozpatrywać remis z Turcją. Pamiętajmy, że jeszcze jesienią przegraliśmy z Maltą, zremisowaliśmy z Wyspami Owczymi, czy nie mogliśmy pokonać Andory. Dzisiaj uważam, że tamten ciężki czas już za nami i na ostatnim zgrupowaniu widziałem, że mamy dobrze zorganizowany zespół. Te mecze też to potwierdziły, bo z Czarnogórą mogliśmy nawet wygrać, ale nie ustrzegliśmy się drobnych błędów i tacy zawodnicy jak Stevan Jovetic nie przepuszczają takich okazji do strzelenia bramek. Z Holandią nie mieliśmy za dużo do powiedzenia, bo to był już inny poziom. Łącznie z meczem przeciwko Turcji uważam, że nie zagraliśmy źle i w przyszłości to doświadczenie zaprocentuje. Po tym, co zobaczyłem, wierzę, że robimy postęp jako zespół.
Kadra Łotwy to przede wszystkim młodzi zawodnicy – nie licząc wspomnianego Steinborsa (35 lat) średnia wieku zawodników, którzy wybiegli ostatnio na boisko w remisowym spotkaniu przeciwko Turcji, to 24,7 lata. Czy postrzegasz to zbieranie doświadczenia jako inwestycję w ten zespół?
Zdecydowanie! Nasz selekcjoner wprowadził do zespołu trochę nowej krwi. Nie zawsze odzwierciedla się to w wynikach, ale najważniejsze na tym etapie jest, żebyśmy wspierali się wzajemnie na boisku i poza nim, żebyśmy tworzyli zespół. Stajemy za sobą podczas walki na boisku i każdy wie, że może liczyć na kolegów. Wiek nie gra tutaj aż tak dużej roli, ale rzeczywiście w kadrze jest tutaj sporo młodych chłopaków i wytworzyła się między nami taka pozytywna energia. Z czasem mam nadzieję wpłynie to na nasze wyniki i pozycję w rankingu FIFA, bo aktualnie nie wygląda to najlepiej [Łotwa w dniu rozmowy zajmuje 138. miejsce – przyp. red].
W kadrze grasz z zawodnikami z polskiej Ekstraklasy – Vladislavs Gutkovskis (Raków Częstochowa), Pavels Steinbors (Jagiellonia Białystok). Oprócz rodzimej Virsligi stanowicie najliczniejszą grupę zawodników występujących w danej lidze. Polska Ekstraklasa jest dla Łotyszy atrakcyjnym kierunkiem?
Już wcześniej Łotysze grali w Ekstraklasie, ale raczej nie odgrywali zbyt ważnej roli w swoich zespołach. Deniss Rakels wyrósł na gwiazdę Cracovii, Artjoms Rudnevs został bardzo dobrze zapamiętany za swoją grę dla Lecha Poznań i między innymi dzięki ich dobrej postawie zmieniło się postrzeganie zawodników łotewskich w polskiej lidze. Gdy ja zastanawiałem się nad wyjazdem z Łotwy, miałem też oferty z innych krajów, ale zdecydowałem się na Polskę, bo Ekstraklasa jest ligą, gdzie warunki fizyczne grają dużą rolę. To zakładam, że może mi pomóc rozwinąć się jako zawodnikowi i być trampoliną do gry w przyszłości w jeszcze lepszej lidze. Myślę, że wielu zawodników przychodzących do Polski postrzega to podobnie, ale Łotysze grają w wielu różnych ligach i to dobrze, bo dzięki temu zbierają różne doświadczenia i mogą się dalej rozwijać.
W kadrze grasz niezmiennie na pozycji numer 6, czyli inaczej niż w Lechii. Ma to dla Ciebie znaczenie? Gdzie czujesz się lepiej?
Bardzo często słyszę to pytanie, ale wciąż sam nie znam odpowiedzi. Trener Kazakevics wystawia mnie na „6” i wierzy w moje umiejętności. Pozwala mi dużo biegać, mogę wychodzić aż do pola karnego przeciwnika, jeśli tylko mam wystarczająco dużo energii, żeby wrócić do obrony. Może się jednak okazać, że w przyszłości najlepszą pozycją dla mnie będzie środek obrony, czyli pozycja, na której występuję w Lechii. Co nie zmienia faktu, że w reprezentacji nadal będę mógł grać przed obrońcami.
Wróciliśmy płynnie do Twojego pobytu w Gdańsku. Poważną karierę rozpoczynałeś w Liepaji (Lipawie), położonej nad morzem. Czy wybierając Gdańsk myślałeś o tym, żeby pozostać nad morzem?
To był oczywiście dodatkowy plus, ale wybierając klub, w którym chcesz się rozwijać, musi patrzeć przede wszystkim na inne aspekty. Gdańsk jest jednym z najpiękniejszych polskich miast, więc oczywiście miało to dla mnie znaczenie. Jeśli w przyszłości miałbym wybierać pomiędzy równorzędnymi klubami, na pewno będę wolał mieszkać i grać nad morzem [śmiech].
Minął już ponad rok od Twojego przyjścia do Lechii. Jak z Twojej perspektywy wyglądał ten czas?
To była sinusoida. Na początku byłem na fali wznoszącej, potem było odwrotnie. Złożyło się na to wiele rzeczy i wymagało to ode mnie dużej odporności psychicznej. Po przyjeździe do Gdańska zagrałem w kilku meczach od pierwszej do ostatniej minuty. Potem przyszedł pierwszy lockdown ze względu na covid-19. Pracowałem wtedy też z trenerem przygotowania mentalnego. Gdy już wróciłem do gry w lipcu doznałem kontuzji. Najgorsze było to, że nie wiedzieliśmy do końca, co robić. Rozmawialiśmy o operacji, o rehabilitacji i przez 2 tygodnie nie robiłem nic. Gdy zawodnicy pojechali latem na wakacje, zostałem w Gdańsku, dostawałem zastrzyki, a w tym czasie nikt z bliskich nie mógł mnie odwiedzić. To był ciężki, bardzo ciężki czas dla mnie, ale… Flavio zawsze mówi, żebyśmy myśleli pozytywnie i tak też próbowałem to przetrwać. Gdy już zacząłem wracać do zdrowia pojawiło się powołanie do reprezentacji Łotwy, o którym już wspominałem i wtedy już wszystko wróciło do normy.
Do Lechii przeszedłeś w wieku 19 lat. Czy po tym, czego doświadczyłeś, czujesz, że to by odpowiedni moment na zmianę otoczenia i grę w innej lidze?
Gdybym wiedział, jak to będzie wyglądać i tak bym tu przyszedł. Po tych doświadczeniach rozwinąłem się mentalnie, czuję się tutaj bardzo dobrze i z tego trudnego okresu z kontuzją i kwarantannami w tle dużo się nauczyłem. Nie było na co czekać, bo te oferty wyjazdy zagranicznego pojawiały się już wcześniej. Ja czułem się gotowy do wyjazdu, ale wtedy trener i agent przekonali mnie, abym został jeszcze rok na Łotwie i to było dobre rozwiązanie, bo wtedy też miałem trochę wzlotów i upadków, co tylko mnie wzmocniło i przygotowało lepiej do tego, co spotkało mnie już w Lechii. Podsumowując cieszę się, że trafiłem do Lechii już rok temu. Tym bardziej, że teraz w czasach pandemii nie wiem, czy przejście do klubu, w którym dostaję szansę rozwoju, byłoby tak samo łatwe, jak wtedy.
Dużo mówisz o kontuzji, której doznałeś w lipcu i która wyłączyła Cię z gry do listopada. Wróciłeś na bardzo ciężki okres, kiedy Lechia przegrała 4 kolejne mecze.
Oczywiście dużo o tym myślałem – nie tylko ja, bo nie szło całej drużynie, ale wiedzieliśmy, że ta karta się odwróci. W moim przypadku kij miał dwa końce. Z jednej strony przegraliśmy wszystkie cztery mecze, z drugiej we wszystkich czterech grałem. Zawsze w takich sytuacjach zadowolenie z tego, że grasz miesza się z frustracją z powodu przegranej. Zaczynasz się zastanawiać, czy mogłeś zagrać lepiej, analizujesz swoją grę jeszcze dokładniej. Do tego doszły kartki i kontuzje niektórych zawodników, co tylko potęgowało niezadowolenie. W tym trudnym czasie pokazałem sztabowi, że mogą na mnie liczyć i myślę, że ostatecznie wyszliśmy już z tego kryzysu. Oczywiście zdarzają się momenty, kiedy mogę zagrać lepiej. Pamiętam, że po powrocie do gry wiosną i przegranej z Jagiellonią też pauzowałem w kolejnych spotkaniach. Z Jagiellonią zagrałem dobrze, ale miałem słabsze momenty. Przy obydwu bramkach mogłem zachować się lepiej. Wiedział to też trener i to była szybka lekcja.
Jednym z meczów, w którym nie grałeś, było spotkanie w Pucharze Polski z Puszczą Niepołomice.
To ciężko było nawet oglądać. Nie ma do czego wracać.
W parze środkowych obrońców grałeś w tym sezonie z Michałem Nalepą, Bartoszem Kopaczem i Mario Malocą. Dużo inaczej gra się z każdym z nich?
Mam wrażenie, że z Mario gramy bardzo podobnie – lubimy zaryzykować, a Michał z Bartkiem grają trochę inaczej, bardziej zachowawczo. Gdy pojawia się zagrożenie, są o wiele bardziej zdecydowani, my z kolei próbujemy zagrać czasem trudną piłkę, która może nam otworzyć drogę do bramki.
Ostatni mecz zagrałeś w parze z Mario Malocą, a Bartek Kopacz ponownie zagrał na prawej stronie obrony.
Tak, ze Śląskiem zagraliśmy już kolejny mecz w takim ustawieniu. Na to spotkanie wyszedłem bardzo spokojny, może nawet za bardzo. Przy bramce najpierw chciałem zablokować strzał i kompletnie nie spodziewałem się, że piłka może trafić do mojego zawodnika. Ze strzału wyszło jednak podanie i teraz już wiem, że w następnym takim przypadku muszę skupić się na zawodniku. Popełniłem jeszcze kilka błędów, które nie były tak brzemienne w skutkach, ale mam świadomość, że to nie był mój najlepszy występ.
Do końca tego sezonu zostało 7 meczów, nie ma słabych drużyn, bo albo walczą o coś więcej, albo o utrzymanie. Na którym miejscu Twoim zdaniem zakończymy ten sezon?
Obecnie jesteśmy na piątym miejscu z szansami na grę w europejskich pucharach. Skupiamy się jednak na każdym kolejnym meczu, bo wtedy możemy myśleć o wygranych. Ile z tych meczów uda się przechylić na naszą korzyść, czas pokaże. Mamy jeszcze miesiąc grania, ale wierzę, że zakwalifikujemy się do gry o europejskie puchary.
Wspomniałeś, że Ekstraklasa ma być dla Ciebie trampoliną do kolejnej ligi. Gdzie chciałbyś zatem trafić?
Od dziecka marzyłem, żeby grać w lidze angielskiej i wciąż nie zrezygnowałem z tego marzenia.
Trzymamy zatem kciuki, żeby dobre występy w Lechii pomogły Ci spełnić te marzenia.