15. kolejkę PKO BP Ekstraklasy kibice Lechii Gdańsk zapamiętają jako zwycięską. Biało-Zieloni przełamali się w meczach przed własną publicznością i zgarnęli bezcenne trzy punkty. Pogromcą Stali Mielec został nie kto inny, tylko Łukasz Zwoliński. Dzięki temu gdańszczanie na dobre wrócili do gry o wyższe pozycje w lidze. Teraz przed nimi arcyciekawy pojedynek w Pucharze Polski z Legią Warszawa.
Trener Marcin Kaczmarek na spotkanie ze Stalą desygnował dokładnie ten sam skład, który odpłacił mu trzema punktami w rywalizacji z Zagłębiem Lubin. Od samego początku jego podopieczni przenieśli wydarzenia pod bramkę Bartosza Mrozka. Mielczanie nastawili się na wyczekiwanie i kontry, z czego dali się poznać ze znakomitej strony w poprzednich, zwycięskich meczach Ekstraklasy. To właśnie goście jako pierwsi stworzyli sobie dogodną okazję do zdobycia bramki, kiedy długie podanie od jednego z obrońców odebrał Maciej Wolski i stanął oko w oko z Dušanem Kuciakiem. Ten nie miał jednak zamiaru ulec już po kwadransie gry i wespół z obrońcami zażegnał niebezpieczeństwo. Piłkarze trenera Adama Majewskiego odrobili pracę domową niemalże zamykając lewą stronę gdańskiej drużyny, która w poprzednim meczu siała spustoszenie wśród lubińskich defensorów. Stal miała w Gdańsku nie tylko cele obronne, a największym katalizatorem przeciwników był rzecz jasna Said Hamulić – jedno z odkryć całej ligi. Wszystkie jego atuty były jednak tego dnia zneutralizowane przez bardzo dobrze uzupełniających się Michała Nalepę oraz Mario Maločę. W samej końcówce pierwszej połowy pierwsze celne uderzenie gospodarzy w wykonaniu Maciej Gajosa “śmignęło” ponad fryzurami rywali, ale Mrozek monitorował tor lotu futbolówki i nie miał większych kłopotów z interwencją. Po trzech kwadransach na tablicy wyników nadal tkwił bezbramkowy remis i o końcowym wyniku miała przesądzić druga część.
Po zmianie stron gdańscy zawodnicy ruszyli pod pole karne mielczan z czego największą korzyścią były aż cztery rzuty rożne. Rośli obrońcy Stali przestrzeń powietrzną mieli jednak dobrze zabezpieczoną. W 59′ Michał Nalepa wygrał przebitkę z Kasperkiewiczem i zmusił Mrozka do wysiłku. Ten się opłacił, bo golkiper gości chwycił piłkę do koszyczka. Pierwszą zmianę trener Kaczmarek zaordynował jeszcze na pół godziny przed końcem. Za ofensywnie usposobionego Kałuzińskiego wszedł Łukasz Zwoliński, który jak nikt inny zna receptę na zawodników z Mielce (4 gole w 4 meczach przeciwko temu przeciwnikowi). Napastnik z “9” na plecach już kilka minut później stanął przed niezłą okazją po zagraniu Sezonienki, jednak sędzia odgwizdał pozycję spaloną. Co nie udało się za pierwszym razem, Zwoliński zrobił w 73. minucie. Najpierw szarżę Steca prawą flanką jeszcze zatrzymali przyjezdni, ale na dośrodkowanie Kubickiego i wbiegnięcie Durmusa. W zamieszaniu najlepiej odnalazł się “ten trzeci” i w swoim stylu wbił piłkę do mieleckiej sieci. Lechia po długiej walce dopięła swego i wyszła na upragnione prowadzenie. Stal od razu przeniosła swoje zainteresowania pod bramkę Kuciaka. W 84′ strzał z 25. metra posłał ponad murem Hamulić, ale zrobił to nieprecyzyjnie. Żaden z jego kolegów również tego dnia nie był w stanie tego uczynić i Lechia dowiozła jednobramkowe prowadzenie do samego końca.
Lechia Gdańsk – Stal Mielec 1:0 (0:0)
1:0 – Łukasz Zwoliński (73′)
LGD: Kuciak – Pietrzak, Maloča, Nalepa, Stec, Kubicki, (k) Gajos, Kałuziński (58′ Zwoliński), Conrado (66′ Sezonienko), Durmus (85′ Abu Hanna), F. Paixão (85′ Tobers).
Rezerwowi: Buchalik, Castegren, Tobers, Zwoliński, Diabaté, Piła, Terrazzino, Sezonienko, Abu Hanna.
Trener: Marcin Kaczmarek.