Zlatan Alomerović: Każdego dnia staram się udowodnić, że można na mnie stawiać! (2/2)

Obsada bramki Lechii Gdańsk jest przez wielu ekspertów oceniana jako najmocniejsza w PKO BP Ekstraklasie. Dwóch bramkarzy – Dušan Kuciak i Zlatan Alomerovic zamiennie strzeże gdańskiej bramki. Słowak rozpoczął sezon w bramce Lechii, ale po przerwie na występy reprezentacji i chorobie w bramce zastąpił go Zlatan Alomerović. Czas pomiędzy meczami z Piastem Gliwice i Lechem Poznań wykorzystaliśmy na rozmowę ze Zlatanem Alomeroviciem. Rozmawiamy głównie o piłce, ale nie tylko.

Pierwszą część rozmowy znajdziecie TUTAJ

– Po okresie gry dla Borussii i Kaiserslautern zdecydowałeś się na wyjazd do Polski. Co Tobą kierowało tym razem?

– Zacznijmy od tego, że przed przyjazdem do Polski przez 9 miesięcy nie byłem związany z żadnym klubem. Dzięki moim dobrym relacjom w Dortmundzie trenowałem w tym okresie z drugą drużyną Borussii, ale nie grałem i po rozwiązaniu kontraktu z Kaiserslautern formalnie pozostawałem bez klubu. To pokazuje też, jak wygląda rynek piłkarski – w 2015 otrzymujesz nagrodę dla najlepszego bramkarza 3. Bundesligi, idziesz do Kaiserslautern, gdzie grasz jeden mecz w ciągu całego sezonu, po 12 miesiącach rozwiązujesz kontrakt i nikt już cię nie chce… To jest rok, jak dodamy do tego 9 miesięcy, to mamy praktycznie dwa lata bez żadnego meczu i rok bez klubu. I nikt nie chce wtedy wziąć odpowiedzialności i powiedzieć – jest dobry, już to udowodnił, postawmy na niego. Wtedy przez przypadek otrzymałem ofertę gry w Kielcach. Przypadkowo bo właśnie klub został przejęty przez niemieckiego właściciela, na miejscu był niemiecki trener, a doradcą był Sokratis Papastatopulos, który grał w Dortmundzie i był prawą ręką Dietera Burdenskiego – nowego właściciela klubu. Przypadkiem spotkaliśmy się w restauracji i okazało się trakcie rozmowy, że szukają bramkarza. Dużo przypadku, ale też szczęścia. Mój przyjazd do Kielc był efektem tylu zbiegów okoliczności, że postrzegam go jak wygraną na loterii.

– Ale nie żałujesz…?

– Ani przez sekundę! Mogę to powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że wiele rzeczy jest lepiej zorganizowanych niż w Niemczech. Nie każdy może należeć do najlepszych zawodników Bundesligi. W trakcie mojej kariery zawodnicy z mojej drużyny młodzieżowej wszyscy profesjonalnie grają w piłkę. Jednak nie wszyscy w Bundeslidze. Niektórzy grają w 2. Bundeslidze, inni za granicą, ale wszyscy są dobrymi zawodnikami. Aby wszystko poszło, jak sobie wymarzysz, ktoś musi w danym czasie potrzebować zawodnika na danej pozycji, ty musisz znaleźć się w odpowiednim czasie i miejscu, a na końcu jeszcze trener musi mieć odpowiednio dużo odwagi, żeby wystawić cię do składu. Przykładem takiego zawodnika jest Mario Götze. Ale byli też inni jak na przykład Lasse Sobiech, który grał w HSV Hamburg czy FC Köln, czy Daniel Ginczek, który gra w Wolfsburgu, ale też trafił tam na około grając w Bochum w 2. Bundeslidze. Prawie wszystkim się udało, jednak nie każdemu dane jest dziś grać w 1. Bundeslidze lub w drużynie z czołówki jak Bayern czy BVB.

– Dużo mówisz dziś o grze lub jej braku – wolałbyś w takim razie siedzieć na ławce w Dortmundzie, czy grać w Ekstraklasie?

– Moje serce bije dla Dortmundu, dlatego to bardzo trudne pytanie. Odrzucając emocje kieruję się względami sportowymi, czyli jednak wolałbym grać w Ekstraklasie, niż siedzieć na ławce w Bundeslidze.

– Oglądasz jeszcze mecze Borussii Dortmund?

– Wszystkie (śmiech). Jeśli tylko mogę.

– W Polsce wylądowałeś najpierw w Koronie Kielce i po dobrym sezonie pojawiła się propozycja przejścia do Lechii Gdańsk. Co albo kto wtedy sprawił, że zadecydowałeś się na kolejną zmianę klubu?

– Antonio Čolak. Mój bardzo dobry przyjaciel, z którym poznaliśmy się w Kaiserslautern. Gdy przyszedł do Gdańska wciąż zachwycał się miastem, stadionem itd. Gdy pojawiła się oferta spytałem go o zdanie, a on bez wahania doradził, żebym ją przyjął. Po takiej rekomendacji długo się nie zastanawiałem i tak trafiłem do Gdańska. Oczywiście muszę dodać, że Lechia nie miała za sobą najlepszego sezonu, walczyła o utrzymanie i w tym też upatrywałem swoją szansę.

– Od tego momentu minęło 2,5 roku. Ostatnia końcówka roku wyglądała podobnie – broniłeś w serii meczów Ekstraklasy. Potem z powrotem między słupki wrócił Dušan Kuciak. Ty natomiast konsekwentnie wychodziłeś w podstawowej jedenastce w meczach Pucharu Polski. Co to oznacza dla bramkarza, kiedy przez dłuższy czas tylko trenuje?

– To ciężkie doświadczenie, bo czujesz niedosyt. Jeśli nie gram, normalnie pracuję, cały czas jestem w treningu i gotowości. Normalnie występ w meczu jest efektem twojej pracy. Budujesz napięcie, przygotowujesz się na każde spotkanie, ale jeśli nie bronisz, brakuje ci tego. Mija tydzień, potem tygodnie, czasem miesiące i wtedy jest bardzo ciężko przestawić się psychicznie i cały czas mówić sobie – dalej, dalej, dalej, bo… kiedyś przyjdzie moment, w którym będziesz potrzebny. Zaakceptowanie takiego stanu rzeczy jest przede wszystkim wysiłkiem psychicznym. Ciężko jest się przestawić w głowie i powiedzieć sobie – czuję niedosyt, ale chcę to zmienić i utrzymać to nastawienie po 5, czy 10 meczu, w którym nie grasz. To jest największym wyzwaniem, zwłaszcza dla bramkarza, ponieważ golkiper potrzebuje zaufania i praktyki meczowej, której wtedy brakuje. Wtedy próbujesz skracać ten okres grając w drużynie rezerw i dalej ciężko pracować w czasie treningu. Jakoś trzeba sobie wtedy z tym radzić, ale to nie jest łatwe. Nie powiem też, że jest mi to obojętne, ale muszę przyjąć decyzję trenera i każdego dnia staram się udowodnić, że może na mnie stawiać.

– W ostatnich trzech meczach (przeciwko Olimpii, Śląskowi i Piastowi) ty wchodziłeś do bramki Lechii. Trener Stokowiec mówił, że ciężko pracowałeś i chce dać ci szansę. Jak to wygląda z twojej perspektywy?

– Jestem wdzięczny za każdy mecz, w którym mogę bronić. Myślę, że w przeszłości też uczciwie mu się odpłaciłem za okazane zaufanie. Dwa razy graliśmy w finale Pucharu Polski, w meczach, w których grałem, mieliśmy dobrą średnią punktów, ale rozumiem, że dla trenera to wcale nie jest łatwa decyzja, tym bardziej, że Dušan jest świetnym bramkarzem i tu nie musimy się czarować. Ale ja też mam swoje atuty i dlatego ta sytuacja wcale nie jest łatwa dla trenera. Trener Stokowiec wie, jakich dwóch bramkarzy ma w drużynie i próbuje to jakoś pogodzić.

– W meczach Pucharu Polski od dwóch sezonów jesteś podstawowym bramkarzem. Czy ta pewność pomaga Tobie jakkolwiek? Czekasz na te mecze?

– Przyznaję, że patrzę na terminarz, ale w tym sezonie to były raptem dwa mecze i liczyłem na coś więcej, bo tylko dwa mecze w Pucharze Polski to niewiele. Ale muszę tutaj podkreślić jedną ważną rzecz dotyczącą meczów pucharowych. To wcale nie jest takie łatwe, bo jeśli przegrasz, więcej nie zagrasz. Jeśli nie wygrywasz kolejnego meczu, odpadasz, a my byliśmy dwa razy z rzędu w finale! Co mecz może zostać znokautowany, możesz odpaść z rozgrywek, dlatego rola bramkarza pucharowego wcale nie jest łatwa. To jest sytuacja, w której się odnajduję, mimo bardzo dużego obciążenia emocjonalnego. Daję z siebie wszystko, bo wiem, że przejście do następnej rundy oznacza dla mnie kolejny mecz w bramce. Do tego nie odpuszczam rywalizacji o miejsce między słupkami w meczach Ekstraklasy. Świadomość, że musisz awansować dalej w pucharze nie ułatwia sprawy.

– Motywujesz się na te mecze dodatkowo?

– Zasadniczo sam na sobie nie wywieram szczególnej presji. Staram się cieszyć grą, bo gdy zbyt dużo rozmyślasz, zaczynasz gdybać, to wtedy rzeczywiście coś może się nie udać. Dlatego delektuje się grą i koncentruję na moich mocnych punktach.

– Jak w takim razie wygląda dzień meczowy drugiego bramkarza?

– W tym dniu jedyna różnica polega na tym, że po gwizdku siedzę przez 90 minut na ławce. Poza tym przygotowuję się tak samo, jak pierwszy bramkarz. Mamy taką samą rozgrzewkę, ćwiczymy takie same stałe fragmenty gry, bronimy takie same strzały, rzuty karne i potem przenoszę się na ławkę rezerwowych.

– Czyli jest tak, że największy wysiłek polega na psychicznym nastawieniu się, że tego dnia wprawdzie nie bronisz, ale z drugiej strony musisz być cały czas gotowy do wejścia do bramki.

– Oczywiście rola bramkarza nie jest łatwa i to pozycja specjalna. W normalnych warunkach nie wchodzisz na zmianę. Musi stać się coś szczególnego – pierwszy bramkarz dostaje czerwoną kartkę, albo doznaje kontuzji. To funkcjonuje inaczej, niż u gracz z pola, którzy po 60 minutach mogą zmienić kolegę i dostać szansę pokazania się. Ale w tym wszystkim ważne jest uświadomienie sobie, że nie chodzi tylko o mnie, ale o 30 innych ludzi, którzy na ten sukces pracują. Bo jeśli wygrywamy, to wszyscy robimy krok naprzód. To sport zespołowy, to nie jest tenis, gdzie mógłbym popracować nas wybranym zagraniem i wygrać dany turniej. Tutaj muszę wnieść swoją część do zespołu, abyśmy mogli wspólnie osiągnąć sukces. Na tym polega sport zespołowy. Dlatego od poniedziałku do piątku walczę o miejsce w podstawowym składzie, w sobotę pomagam drużynie, jak tylko mogę. Bo jeśli z tego powodu, że jestem w danym dniu drugim bramkarzem, byłbym negatywnie nastawiony, to ani mi, ani całej drużynie w niczym to nie pomoże. Wtedy obydwie strony przegrywają, a tak możemy mówić o kompromisowym win-win (śmiech). To łączy się również z życiem prywatnym. Kiedy tylko narzekamy, wszystko nas denerwuje, nasz nastrój zaczyna się przenosić na naszych bliskich, bo piłka to nie wszystko. Każdy z nas funkcjonuje też w określonej grupie ludzi poza szatnią i boiskiem. Negatywne nastawienie do niczego nie prowadzi, dlatego cieszę się z każdego dnia.

– Skąd u ciebie to pozytywne nastawienie, otwartość na innych?

– Z moimi kolegami z drużyny widzę się codziennie. Każdego staram się szanować, bo zasługują na to jako ludzie. Oczywiście jest trener, który ocenia nas według wyników naszej pracy, ale to nie zmienia nic w fakcie, że między sobą normalnie się komunikujemy. Każdy z nas chce osiągnąć sukces sportowy, ale poza tym każdego musimy szanować czysto ludzko, niezależnie ile każdy wnosi końcowego sukcesu tego zespołu. Obojętnie, czy ktoś przez rok tylko z nami trenuje, czy ktoś podaje piłki, czy napełnia bidony – każda z tych osób ma swój wkład w naszych sukcesach. Rolą trenera i innych osób odpowiedzialnych za drużynę jest wybranie odpowiednich osób, które w danym momencie pomogą drużynie, ale też dbanie o tych, którzy być może za 2 lata będą mogli w pełni jej pomóc. Wracam po raz kolejny podczas naszej rozmowy do przykładu Borussii Dortmund, gdzie nieznani piłkarze obdarzeni zaufaniem zyskali pewność siebie i osiągnęli wielkie sukcesy. Tutaj też każdy potrafi grać w piłkę, ale musi o tym wiedzieć i być przekonanym, że jest dobry w tym, co robi. To jest połowa umiejętności zawodnika – jeśli robisz coś z przekonaniem, to wychodzi co to o wiele lepiej. Pozytywne myślenie powoduje, że nawet, jeśli nie masz najlepszego strzału i tak wierzysz, że piłka wpadnie do bramki.

– Kto w takim razie dba o dobry humor w szatni Lechii?

– Mario Maloca ma bardzo dobry kontakt z młodymi zawodnikami, Kenny, Omran i Flavio dbają o dobrą muzykę, Conrado prezentuje czasem swoje brazylijskie ruchy… To dobra kombinacja w szatni.

– Wspomniałeś o młodych zawodnikach. Ty z Dušanem też macie niejako pod swoją opieką najmłodszego bramkarza – Eryka Mirusa.

– Eryk skończył dopiero niedawno 17 lat. Podchodzimy do niego spokojnie, bo na kolejne etapy rozwoju potrzeba też czasu. Nie od raz trzeba grać w Barcelonie (śmiech). Widać, że chłopak ma talent, ale jak każdy w takim przypadku – musi pracować. Zawsze staramy się pomagać, z drugiej strony też pamiętamy o zasadach. W każdej grupie, tak samo jak w każdej firmie i fabryce jest hierarchia, na początku trzeba częściej nosić piłki, pompować je itp., ale każdy z nas przez to przeszedł. Tego etapu nie przeskoczysz. Ale młodzi zawodnicy muszą też wiedzieć, że zawsze mogą się do nas zwrócić z pytaniem, co mógł zrobić lepiej w danej sytuacji. Wtedy mogę oczywiście rozmawiamy, czego ja w danej sytuacji bym oczekiwał, ale również co mi jako bramkarzowi sprawiłoby większy problem. Bo jeśli dla mnie dany strzał ciężej jest obronić, to najprawdopodobniej tak samo ma bramkarz drużyny przeciwnej. Ważne jest też zwrócenie uwagi, kiedy trzeba się skoncentrować, bo jest czas na pracę, ale również wtedy można podejść do tego spokojnie, pochwalić, jeśli ktoś zrobił coś dobrze. Wtedy u młodych zawodników od razu rośnie pewność siebie, poczucie własnej wartości.

– 2 razy z rzędu doprowadziłeś Lechię do finału Pucharu Polski, zdobyłeś Superpuchar, brązowy medal w Ekstraklasie. Jak celebrujesz takie sukcesy?

– Nie miałem czasu, żeby się tymi sukcesami rzeczywiście nacieszyć. W czwartek, 2 maja zdobyliśmy puchar, a w niedzielę graliśmy już przeciwko Cracovii. Wróciliśmy do Gdańska samolotem, oczywiście wypiliśmy po piwie, ale nie było czasu na duże świętowanie, bo za kilka dni graliśmy w Krakowie i cały czas liczyliśmy się w wyścigu o mistrzostwo. Medal za zdobycie Pucharu Polski, czy zdjęcia z tego wydarzenia mam w domu, w specjalnym miejscu. Ale myślę, że na powrót do tych sukcesów dopiero przyjdzie czas, może dopiero przy podsumowaniu kariery.

– Niedawno przedłużyłeś kontrakt z Lechią Gdańsk do końca czerwca 2023 roku. Jakie masz marzenia na ten czas?

– Tak, moim marzeniem jest, aby przynajmniej raz przez te 3 sezony wznieść w górę jedno z trofeów za mistrzostwo Polski albo Puchar Polski. Drugim marzeniem jest gra w europejskich pucharach. Tutaj chciałbym dojść do fazy grupowej, albo przynajmniej przejść kilka faz eliminacyjnych. To byłoby z pewnością ciekawym międzynarodowym doświadczeniem. Czuję, że naszym kibicom potrzeba takiego impulsu, który z powrotem wywołałby euforię wśród naszych fanów.

– Gdańsk został twoim portem docelowym na najbliższe 3 lata. Rozumiem, że dobrze się tutaj czujesz?

– Gdańsk to piękne miasto i razem z moją żoną czujemy się tutaj bardzo dobrze. Lubimy tę różnorodność – jeśli chcesz, możesz iść nad morze, do parku czy do galerii. Cieszymy się, że tutaj jesteśmy.

– W twoim przypadku za wcześnie jeszcze na myślenie o zakończeniu kariery, ale jeśli gdy ten moment nadejdzie, to dokąd się przeprowadzisz – Niemcy, Serbia, Polska?

– Dzisiaj jeszcze tego nie wiem, tym bardziej, że nie wiem, co będę robił po zakończeniu kariery. Być może będę się orientował przede wszystkim pod kątem ofert sportowych i wtedy lokalizacja będzie drugorzędna. Ostatecznie ze względu na naszych rodziców najprawdopodobniej jednak wrócimy do Niemiec. Gdy pojawią się dzieci, wtedy pojawią się też inne pytania. Na razie jednak o tym nie myślę.

– Dziś rozmawialiśmy sporo o języku – w jakim języku mówi się u Was w domu?

– Ja mówię lepiej po serbsku niż moja żona, ona z kolei mówi lepiej po niemiecku niż ja. Kończy się więc na tym, że ja mówię po serbsku, a ona odpowiada po niemiecku.

– Na zakończenie naszej rozmowy poproszę, abyś opisał jednym zdaniem 3 osoby z szatni Lechii:

  • Dušan Kuciak jest…  dobrym bramkarzem i moim konkurentem.
  • Jarosław Bako jest… doświadczonym trenerem bramkarzy, który wiele osiągnął w swojej karierze, od którego można się wiele nauczyć.
  • Piotr Stokowiec jest… Jest zawsze na wszystko przygotowany. Wielki profesjonalista.

SPONSOR STRATEGICZNY

PARTNER TECHNICZNY

PARTNER MOTORYZACYJNY

PARTNER KLUBU

LECHIA GDAŃSK

LECHIA GDAŃSK SPÓŁKA AKCYJNA
Ul. Pokoleń Lechii Gdańsk 1
80-560 Gdańsk
NIP: 957-10-15-123
tel. +48 58 76 88 401
fax +48 58 76 88 403
biuro@lechia.pl

NEWSLETTER

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z informacjami, nowościami i promocjami od Lechii Gdańsk!

Stworzone dla Lechii Gdańsk z dumą i pasją ♥ przez Nakatomi