To był prawdziwy koncert na Polsat Plus Arenie Gdańsk. Lechia rozgromiła GKS Katowice aż 5:1. Dwukrotnie na listę strzelców wpisywali się Luis Fernández oraz Tomáš Bobček. Jedno trafienie dorzucił Elias Ollson. Dzięki lepszemu bilansowi strzelonych goli Biało-Zieloni przeskoczyli “Gieksę” w tabeli Fortuna 1. Ligi.
Po dwóch kolejnych meczach bez wygranej piłkarze Lechii Gdańsk potrzebowali przełamania. Potrzebowali punktowego zastrzyku, żeby czołówka nie odjechała za daleko. Wydaje się, że potyczka z GKS-em była ku temu najlepszą okazją. Ewentualne zwycięstwo mogło sprawić, że strata do bezpośredniego rywala stopniałaby całkowicie, a i rzeczona czołówka znowu byłaby na wyciągnięcie ręki.
Zgodnie z wizją trenera Szymona Grabowskiego jakość ofensywną stanowili w piątkowy wieczór Camilo Mena, kapitan – Luis Fernández, Tomáš Bobček i debiutujący w Biało-Zielonych barwach Maksym Khlan.
Jednak to nie ten gdański kwartet, a Conrado dał pierwszy sygnał do ataku. Brazylijczyk już w 2 minucie zdecydował się na sprint lewym skrzydłem. Jego dośrodkowanie zatrzymało się jednak na pierwszych obrońcach katowiczan, którzy czyhali na bliskim słupku. Szkoda, bo w środek pola karnego nabiegały posiłki.
Kilka minut później sygnał numer 2. Kontrę gdańszczan rozpoczął Luis Fernández. El Capitano rozciągnął grę do prawej strony. W pole karne z impetem wbiegł Camilo Mena. Kolumbijczyk podryblował i… Powinien strzelać, ale zamiast tego szukał podania. W efekcie skończyło się tylko na kornerze.
Do trzech razy sztuka! Piłkę z rzutu rożnego bił Jan Biegański, a dośrodkowanie to okazało się idealne dla Fernándeza. Hiszpan główkował pod samą poprzeczkę – Dawid Kudła bez szans.
Niestety podopieczni Szymona Grabowskiego długo nie cieszyli się z prowadzenia. Na lewej stronie, kilka metrów od pola karnego, „Gieksa” stworzyła koronkową akcję z udziałem czterech zawodników. Sekwencję podań „na klepkę” precyzyjnym strzałem w dolny róg zakończył Sebastian Bergier. Po 13 minutach na tablicy wyników mieliśmy wynik 1:1. Czy był spalony? Sędzia uznał bramkę, choć powtórki nie do końca rozwiewają wątpliwości.
Kolejnych kilkanaście minut upłynęło pod znakiem ponownego „mierzenia sił” i wymiany piłki w środku pola. Z letargu wyrwał Lechię… A jakże Luis, który strzałem z 25 metrów sprawdził czujność katowickiego golkipera. Słusznie – zraszona murawa dodała futbolówce prędkości. Tym razem dla gości, skończyło się tylko na strachu.
Od czasu do czasu garstka kibiców, która oglądała to starcie z trybun, przeżywała huśtawkę nastrojów. Tak było na przykład w 25 minucie. Najpierw nieporozumienie wśród gdańskich obrońców na środku boiska, a potem ich pościg za Sebastianem Bergierem, który dążył do spotkania “sam na sam” z Bohdanem Sarnavskyim. Na szczęście do pojedynku „oko w oko” ostatecznie nie doszło. W porę – wślizgiem sytuację uspokoił Dawid Bugaj. 19-latek pod własną bramką rozpoczął tym samym błyskawiczną, groźną kontrę. Piłka trafiła do Bobčka. Słowak w środkowej strefie zabrał piłkę niezdecydowanemu zawodnikowi z Katowic i miał przed sobą “autostradę”. Oczami wyobraźni kibice z pewnością zobaczyli piłkę trzepoczącą w siatce… Strzał Bobčka wślizgiem zatrzymał jednak obrońca.
Kolejne minuty należały do gospodarzy, ale ci swojej przewagi nie byli w stanie udokumentować drugim golem. W samej końcówce tej części gry niewykorzystane sytuacje mogły się zemścić w bolesny dla Lechii sposób. W 4 minucie doliczonego czasu, w gdańskim polu karnym Marcin Wasielewski padł jak rażony piorunem… Jak próbował przekonać sędziego – po kontakcie z Conrado. Sędzia Marcin Kochanek początkowo uwierzył pomocnikowi z Katowic, ale po konsultacji z wozem VAR, zdecydował się na wideoweryfikację. Ta nie pozostawiła żadnych złudzeń. Wasielewski dołożył sporo od siebie, za co został ukarany żółtym kartonikiem. Jedenastka została anulowana, a po chwili sędzia zakończył pierwszą część spotkania. Do przerwy mieliśmy zatem remis po 1. Pierwsza połowa była niezwykle wyrównana. Częściej przy piłce utrzymywali się goście (54:46), ale Lechia oddała więcej strzałów – 4, w tym trzykrotnie w światło bramki.
Druga połowa nie mogła rozpocząć się lepiej dla gdańszczan. Już w 46. minucie drugą żółtą i w efekcie czerwoną kartką ukarany został Shun Shibata. Japończyk niemal w twarz kopnął Jana Biegańskiego. Od tej pory Biało-Zieloni grali w przewadze i trzeba jasno powiedzieć – przeważali. Mimo to zdarzało się, że GKS czasem docierał pod pole karne Lechii. Za to został przez gospodarzy skarcony w 55 minucie. Perfekcyjną kontrę wyprowadził Maksym Khlan. Ułożył piłkę do strzału Fernandezowi. Hiszpan jeszcze poprawił, przymierzył i uderzył z 16 metrów… Na tyle fortunnie, że po rykoszecie futbolówka wpadła za kołnierz Dawidowi Kudle.
Od 61. minuty goście grali już w dziewiątkę. Czerwoną kartkę za faul na Fernándezie obejrzał Arkadiusz Jędrych, który wpadł od tyłu w nogi kapitana Lechii, kołkami buta uderzył w ścięgno achillesa i staw skokowy prawej nogi. Wyglądało to koszmarnie. Zaalarmowany przez asystentów VAR sędzia obejrzał całą sytuację na monitorze. Decyzja mogła być jedna… Od tego momentu Lechia praktycznie nie opuszczała połowy katowiczan. Defensywę gości nękał po lewej stronie to Dominik Piła (w pierwszej połowie zmienił kontuzjowanego Camilo Menę), to Dawid Bugaj. Może tego samego goście spodziewali się w 65. minucie, ale tym razem piłka trafiła w zupełnie inny sektor boiska. W środku po raz kolejny zatańczył z “Gieksą” Maksym Khlan. Podał do Fernándeza, który tego dnia miał ogromy ciąg na bramkę. Uderzył, a po kolejnym rykoszecie piłka wpadła pod nogi niepilnowanego Tomáša Bobčka. Ten bez wahania skierował ją do siatki, między nogami katowickiego bramkarza. Słowak zdobył tym samym swojego premierowego gola w biało-zielonym trykocie.
Tego dnia Lechia była zespołem nienasyconym. W 77. minucie z narożnika dośrodkował Tomasz Neugebauer. Piłka najpierw trafiła do Conrado, lecz po jego strzale z dystansu jeszcze raz poprawiał Neugebauer. Druga próba – dużo lepsza. Sypek zgrał głową do Eliasa Olssona, a Szwedowi nie pozostało nic innego jak skierować piłkę z dwóch metrów do sieci. Na tym gdańszczanie także nie poprzestali.
7 minut później w polu karnym przewracany był Łukasz Zjawiński. Sędzia nie musiał się jednak zastanawiać nad tym czy napastnik Lechii był faulowany. Sprawy w swoje ręce (choć w tym przypadku bardziej nogi) wziął Thomas Bobcek. Huknął tuż przy słupku i po raz drugi wpisał się na listę strzelców.
Wydawało się, że Lechia kropkę nad “i” postawi w doliczonym czasie gry. W polu karnym w pełnym sprincie przewracał się się Dawid Bugaj. Można było odnieść wrażenie, że zatrzymywany był w nieprzepisowy sposób. Do reklamacji Biało-Zielonych nie przychylił się jednak sędzia – także po wideoweryfikacji.
Ostatecznie Lechia Gdańsk pokonała GKS Katowice wysoko 5:1. Dzięki lepszemu bilansowi strzelonych bramek gdańszczanie wyprzedzili “Gieksę” w tabeli, wskakując na pozycję numer 6.
Składy
Lechia Gdańsk:
Sarnavsky – Bugaj, Chindris, Olsson, Conrado – Biegański, Zhelizko – Mena, Fernandez (C), Khlań – Bobcek
GKS Katowice:
Kudła – Janiszewski, Jędrych (C), Repka, Kozubal, Bergier, Błąd, Komor, Rogala, Wasielewski, Shibata