Dokładnie 40 lat temu świątynia Lechii – Traugutta 29 – była świadkiem jednego z najważniejszych wydarzeń w historii klubu. Biało-Zieloni podejmowali wielki Juventus, z mistrzami świata w składzie. Po sromotnej porażce w Turynie spodziewano się „powtórki” w Gdańsku, ale Lechia uważana w tym starciu za Dawida, postawiła się Goliatowi.
Nie ma chyba zespołu, który gromiąc swojego rywala aż 7:0 w pierwszym spotkaniu dwumeczu, potyczki numer 2 nie uważa za czystą formalność. Przeczy to wszelkim prawom logiki. Oczywiście nie ma to związku z brakiem szacunku do przeciwnika – to zupełnie odrębna kwestia. Z taką pewnością siebie na rewanżowe starcie z Lechią, do Gdańska przyjechali zawodnicy Juventusu. Sam trener „Starej Damy”, Giovani Trapattoni, choć nie lekceważył i w publicznych wypowiedziach nie podważał klasy beniaminka polskiej 2. ligi, to jednocześnie nie chciał zbytnio przeciążać swoich czołowych graczy. Na ławce usiedli Claudio Gentile i Marco Tardelli – ówcześni mistrzowie świata oficjalnie doznali kontuzji – oraz Michel Platini.
Rewanżowy mecz Lechii Gdańsk z Juventusem Turyn w ramach Pucharu Zdobywców Pucharów był bodaj największym sportowym wydarzeniem minionego stulecia na Wybrzeżu. Nic dziwnego, że według różnych szacunków, to spotkanie na żywo mogło obejrzeć nawet 40 tysięcy osób. Włos się jeży na głowie, kiedy tę frekwencję zestawimy z oficjalną pojemnością stadionu przy Traugutta. Ta liczy niecałe 12 tysięcy. Obiekt pękał w szwach, a wraz z nim poboczna infrastruktura. Za miejsca z niezłą widocznością murawy kibice uznawali nawet drzewa, koronę stadionu czy tablicę wyników.
Sportowe święto to tylko jedna strona medalu. Na nieopisane tłumy trzeba spojrzeć nieco szerzej. Mecze Lechii przez okoliczności natury ustrojowej były dla gdańszczan swego rodzaju powiewem wolności. To przy Traugutta 29 nierzadko dało się usłyszeć antykomunistyczne okrzyki. Nawiasem mówiąc – sam rewanż z Juventusem odbył się w dość specyficznych warunkach. Zaledwie dwa miesiące wcześniej zniesiono stan wojenny. Tym bardziej znamienna była obecność Lecha Wałęsy na trybunach gdańskiego stadionu – przywódcy podziemnego NSZZ „Solidarność” (związek był wtedy nielegalny, a jego członkowie inwigilowani i ścigani z urzędu).
Lechia zagrała tego dnia otwarty futbol i to się opłaciło. Nie o awans, ale o korzystny wynik Bianconeri musieli drżeć do samego końca. Mimo starań gospodarzy to Włosi w 18. minucie objęli prowadzenie. Tadeusza Fajfera mocnym strzałem sprzed „szesnastki” pokonał Beniamino Vignola. Wynik 1:0 dla Juventusu utrzymał się do przerwy.
Znacznie więcej emocji dostarczyła kibicom druga odsłona. Już w 51 minucie Lechia wywalczyła rzut rożny. Zamieszanie w polu karnym wykorzystał Marek Kowalczyk, który z kilkunastu metrów pokonał Stefano Tacconiego i wyrównał stan meczu. Biało-Zieloni nie mieli zamiaru się cofać. Poszli za ciosem, a to dwanaście minut później przyniosło im rzut karny. „Jedenastkę” na gola pewnie zamienił Jerzy Kruszczyński i na tablicy wyników było 2:1.
Sensacja wisiała w powietrzu. Wtedy na placu gry pojawił się Michel Platini, który zaczął nękać defensywę Lechii. W 80. minucie perfekcyjnym wolejem, w samo okienko popisał się Roberto Tavoli. Gdańszczanie nie zdołali utrzymać choćby remisu. Do zadania decydującego ciosu „Starej Damie” wystarczyło kolejnych 5 minut. Z niezdecydowania zmęczonej defensywy gospodarzy skorzystał… Zbigniew Boniek. Lechia – Juventus 2:3.
Lechia przegrała dwumecz i odpadła z dalszej rywalizacji w Pucharze Zdobywców Pucharów. W rewanżu gdańszczanie pokazali jednak odwagę i serce do walki. Poziom utrzymali do końca sezonu, który zakończył się dla nich upragnionym awansem do I ligi. Bianconeri zaś okazali się późniejszym triumfatorem europejskich rozgrywek w sezonie 1983/1984.
Fotografie wykorzystane w artykule pochodzą z prywatnych zbiorów byłych piłkarzy Lechii Gdańsk – Dariusza Raczyńskiego i Andrzeja Salacha. Zostały przekazane do Muzeum Lechii Gdańsk.