Kibice ostrzyli sobie zęby na wiele bramek w meczu 20. kolejki pomiędzy Lechią i Widzewem, ale niestety musieli obejść się smakiem. Gdańszczanie byli jak zwykle solidni w obronie, ale okazji bramkowych było zbyt mało. Najlepszą miał Kristers Tobers, jednak jego strzał uderzył w poprzeczkę. Ostatecznie drużyny podzieliły się punktami po bezbramkowym remisie.
W stosunku do starcia w Zabrzu skład Lechii Gdańsk na mecz z Widzewem Łódź nieznacznie się zmienił. W miejsce pauzującego za kartki Macieja Gajosa wskoczył do “11” Kevin Friesenbichler, którego akcja z zabrzanami przyniosła Biało-Zielonym wyrównanie. Zgodnie z przewidywaniami, to łodzianie byli od pierwszych minut stroną bardziej skoncentrowaną na stworzeniu bramkowych okazji. Lechiści schowani byli za podwójną gardą i spokojnie wyczekiwali na błędy rywali. Niezłą okazję miał jeszcze przed upływem 10′ grający od pierwszej minuty Andrejs Ciganiks, ale jego uderzenie lewą nogą minęło słupek bramki Kuciaka. W 18′ Juliusz Letniowski próbował zamknąć akcję strzałem z pierwszej piłki, który o mały włos sięgnął celu. Pięć minut później pierwszą dogodną pozycję wypracował sobie w polu karnym Łukasz Zwoliński, jednak jego “główka” wylądowała w “koszyczku” Ravasa. W odpowiedzi Pawłowski starał się wykończyć dobre dośrodkowanie Ciganiksa, ale był zbyt mocno odchylony, żeby skontrolować próbę uderzenia. Oglądający starcie 20. kolejki Fernando Santos nie mógł narzekać na tempo meczu. Akcje toczyły się od jednego do drugiego pola karnego, choć wciąż kibice nie oglądali goli. W 30′ próbę bezpośredniego uderzenia ze stałego fragmentu podjął Rafał Pietrzak. Skrajny obrońca Lechii zmusił Ravasa do wysiłku, ale nikt nie dobił futbolówki po interwencji bramkarza przyjezdnych. Optycznie to łodzianie generowali więcej sytuacji, ale podobny obrazek można było zobaczyć z Wisłą czy Górnikiem. Lechia nauczyła się pod okiem Marcina Kaczmarka cierpliwości i wytrwałości, czego podstawą uczyniła grę w defensywie. W samej końcówce goście jeszcze dwa-trzy razy testowali refleks Kuciaka, ale ostatecznie wynik ani drgnął odkąd Tomasz Kwiatkowski zagwizdał po raz pierwszy.
Na drugą część gospodarze wyszli w dokładnie takim samym zestawieniu. Po stronie Widzewa doszło do wymiany jednego elementu. Z bloku obronnego zniknął Stępiński, a w jego miejsce pojawił się Kreuzriegler. Podopieczni Janusza Niedźwiedzia nadal starali się wymieniać dużo podań i szukać wolnych korytarzy, którymi mogliby przemknąć się w pole bramkowe Lechii. Niezłą okazję niedługo po wznowieniu miał ponownie Zwoliński, który jednak zbyt mocno wyrzucił się do boku i nie był w stanie zmieścić piłki między słupkami. W 62′ najlepszą okazję miał Jordi Sanchez, który doszedł do pozycji strzałowej, ale zabrakło mu kilkudziesięciu centymetrów do szczęścia. Obie drużyny przyzwyczaiły do gradu bramek po zmianach stron, ale w Gdańsku nie zapowiadało się, aby ten scenariusz mógł się powtórzyć. Gdy na zegarze wybiła 70. minuta, Lechia stanęła przed najlepszą sytuacją w spotkaniu. Lewą flanką pomknął Durmus, złamał akcję do środka i przetransportował piłkę do Conrado. Brazylijczyk oddał ją Tobersowi, który huknął pod poprzeczkę. Piłka uderzyła w ramę bramki i wróciła w pole gry, a jako pierwszy dopadł do niej Zwoliński. Niestety tym razem jego bramkowy głód nie został zaspokojony, ale brakło naprawdę niewiele! Im bliżej było końca, tym gra była coraz bardziej szarpana. Więcej było walki w środku pola, a znacznie mniej jakościowych wymian piłki. W 91′ Bartłomiej Pawłowski przebiegł kilkanaście metrów i stanął oko w oko z Kuciakiem, który uratował punkt dla swojego zespołu! Była to ostatnia dogodna sytuacja do zmiany wyniku meczu. W 20. serii spotkań Ekstraklasy kibice w Gdańsku nie oglądali goli.
Lechia Gdańsk – Widzew Łódź 0:0 (0:0)
LGD: Kuciak – Pietrzak, Maloča, (K) Nalepa, Bartkowski, Tobers, Kubicki (90+’ Biegański), Conrado (72′ Sezonienko), Durmus, Friesenbichler (65′ Terrazzino), Zwoliński.
Rezerwowi: Buchalik, Diabaté, Piła, Stec, Terrazzino, Biegański, Sezonienko, Kałuziński, Abu Hanna.
Trener: Marcin Kaczmarek