Niedawno minął rok, odkąd Omran Haydary dołączył do składu Lechii Gdańsk. To kolejny zawodnik, z którym porozmawialiśmy przy tej okazji. Afgańczyk z holenderskim paszportem opowiedział nam o aktualnej sytuacji, swoich korzeniach i ambicjach na przyszłość.
Zacznijmy od początku poprzedniego roku, kiedy przyszedłeś do Lechii. Po kilku meczach, w których zagrałeś, liga została zawieszona z powodu koronawirusa. Zanim wróciłeś do gry po przerwie, minęło wtedy sporo czasu. Co się stało?
Można powiedzieć, że w czasie, kiedy nie powinienem opuszczać kraju, przekroczyłem granicę z Niemcami. Dosłownie. Zawróciłem na pierwszym zjeździe i gdy tylko dotarłem do granicy próbowałem wytłumaczyć, że nawet nie wysiadłem z samochodu. Niestety moje tłumaczenie, że przegapiłem zjazd nie przekonało pograniczników i musiałem udać się na dwutygodniową kwarantannę. W efekcie wszyscy pozostali mogli trenować, ja musiałem spędzić 2 tygodnie w domu. To była moja druga przerwa związana z koronawirusem, bo wcześniej wszyscy byliśmy na kwarantannie, więc rzeczywiście nie byłem w formie. Dodatkowo sztab nie był zadowolony z tego, co się wydarzyło i to była dla mnie dobra nauczka, żeby uważać w przyszłości. To wszystko złożyło się na dłuższą pauzę, niż bym chciał.
Gdy jednak wróciłeś, końcówka ostatniego sezonu zapowiadała się obiecująco. W 3 ostatnich meczach Ekstraklasy strzeliłeś 2 bramki i dołożyłeś jedno trafienie w finale Pucharu Polski. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc można było mieć nadzieję na więcej…
To było ważne, bo wtedy pokazałem, na co mnie stać i że mogę strzelać praktycznie w każdym meczu, kiedy gram na swoim poziomie. Zwłaszcza bramka w finale Pucharu Polski była dla mnie ważna, bo gra toczyła się o dużą stawkę i ta presja była odczuwalna. Po tych występach czułem, że rzeczywiście oczekiwania były coraz większe. Niestety od początku tego sezonu ponownie wylądowałem na kwarantannie – to już po raz trzeci. Na zgrupowaniu, które ostatecznie zostało przerwane po pierwszym dniu, byłem w pokoju z Conrado, u którego wykryto koronawirusa. Nie mam do nikogo pretensji – tak się złożyło i m.in. to było powodem mojej nie najlepszej dyspozycji. Gdy wróciłem grałem dobrze – strzelałem, miałem asysty, wypracowałem rzut karny.
No właśnie – w tym sezonie wystąpiłeś w 17 meczach od początku sezonu, w tym 12 razy w podstawowej jedenastce. Zawodników ofensywnych rozlicza się przede wszystkim z bramek i asyst. U Ciebie licznik zatrzymał się na 1 – nota bene bardzo ładnej – bramce strzelonej w przegranym u siebie meczu z Rakowem Częstochowa oraz 2 asystach w meczach z beniaminkami. Przed sezonem w rozmowie o celach indywidualnych mówiłeś o 10 bramkach. Co się zacięło?
Nie byłem aż tak efektywny, jak w końcówce poprzedniego sezonu, ale moją dyspozycję określiłbym jako przyzwoitą. Dzięki temu dostawałem też kolejne szanse aż do listopada, kiedy po raz czwarty w jednym roku wylądowałem na kwarantannie, tym razem po raz pierwszy ze względu na zakażenie się wirusem. To pokazuje, jak dziwny jest to sezon, z wszystkimi ograniczeniami i zasadami wynikającymi z reżimu sanitarnego.
Wiele o tym myślę i szczerze przyznam, że nie potrafię wskazać jednej przyczyny słabszej dyspozycji. Jak wspomniałem – nie grałem źle. Były liczby, był wypracowany karny przeciwko Wiśle Kraków, wykorzystany przez Flavio. Jak każdy piłkarz chciałbym prezentować równą formę przez cały czas. Niestety nie jest to możliwe, aby w każdym meczu grać tak samo dobrze, wahania formy się zdarzają. Ostatnio nasza drużyna wygrywa, moi konkurenci do gry w podstawowym składzie strzelają bramki i nie dają trenerowi powodów do zmiany. Teraz pozostaje mi czekać na moją szansę i jak tylko ją dostanę, będę chciał pokazać na co mnie stać.
Teraz będzie to jednak trudne, bo zmagasz się z kontuzją. Drobną, ale jednak nie jesteś w normalnym trybie treningowym.
Zgadza się. Mieliśmy przerwę na mecze reprezentacji i trenowaliśmy ciężko przez dwa tygodnie. Oczywiście graliśmy wewnętrznie między sobą i w takiej rywalizacji też możesz się pokazać. Możesz też doznać urazu i tak się stało w moim przypadku. Znowu nie miałem szczęścia, ale teraz patrzę na przykład Mario i Żarko. Kiedy ja grałem w pierwszych kilkunastu meczach, oni raczej oglądali mecze z trybun. Teraz zapracowali na swój powrót do podstawowej jedenastki i taki właśnie jest futbol – jednego dnia grasz regularnie, innym razem musisz walczyć o miejsce w dwudziestce.
W Gdańsku grałeś głownie na skrzydle, bo tam mogłeś pokazać Twoje atuty – szybkość i celne dośrodkowanie w pełnym biegu. Dodatkowo umiesz znaleźć się w sytuacji bramkowej i ją wykorzystać. Jaka rola pasuje Tobie? Gdzie gra Ci się najlepiej?
Nie uważam, że moja pozycja się bardzo zmienia. Być może grając w Olimpii Grudziądz byłem bliżej pola karnego, miałem mniej zadań obronnych, ale z kolei w Holandii grałem częściej jako skrzydłowy – również w drużynach młodzieżowych i wtedy też byłem efektywny. Dlatego z mojego punktu widzenia moja pozycja ma drugorzędne znaczenie dla efektów bramkowych. Najlepiej czułbym się w roli, którą ostatnio najczęściej wypełnia Łukasz Zwoliński – skrzydłowego, który spełnia rolę fałszywego napastnika. Do tego dochodzi Flavio, z którym może wymieniać się pozycjami, zagrać wyżej, niżej. W meczach, w których grałem również na końcu ubiegłego sezonu, występowałem na pozycji skrzydłowego i dawałem liczby, więc pozycja nie ma dla mnie większego znaczenia.
Twoja umowa z Lechią jest ważna do końca czerwca 2023 roku. Jesteś wciąż stosunkowo młodym zawodnikiem. Jak chciałbyś, aby potoczyła się Twoja kariera dalej?
W tym sezonie zostało nam jeszcze 7 meczów do zagrania i jeśli tylko będę mieć okazję, postaram się pokazać z jak najlepszej strony. Wciąż wierzę, że jeśli nie teraz, to w przyszłym sezonie otrzymam kolejne szanse i je wykorzystam. Jak wspomniałeś – mam jeszcze 2 lata do potwierdzenia swojej przydatności w Lechii. To później zawsze może zaprocentować kolejnym transferem, co jest z korzyścią dla mnie i klubu. Ale to dalsza perspektywa. Teraz skupiam się na tym, żeby jak najszybciej wrócić do gry w podstawowym składzie i strzelać bramki lub pomagać kolegom trafiać do siatki.
Jesteś jednym z zawodników młodego pokolenia w Lechii, którzy zwłaszcza w dobie koronawirusa mogą czuć się odizolowani od codziennego życia pozasportowego. Z kim najczęściej spotykasz się poza szatnią? Jak kontaktujesz się z rodziną?
To trudny okres, kiedy wracasz do domu, nie ma bliskich, nie ma żony i jesteś sam ze sobą. Gotujesz tylko dla siebie, spędzasz czas w domu, ponieważ wszystko jest zamknięte i staramy się unikać miejsc, gdzie moglibyśmy być narażeni na zakażenie się koronawirusem. Wiem, że nie tylko ja tak mam, bo podobnie ma większość młodych chłopaków, którzy są tutaj z dala od domu rodzinnego. W ostatnim sezonie wielokrotnie tata lub znajomi odwiedzali mnie, żeby zobaczyć na żywo mecz Lechii, albo spędzić ze mną trochę czasu. W tym sezonie również to stało się niemożliwe. Ta sytuacja nie jest łatwa, ale nie chcę narzekać. Każdy ma podobne problemy, możemy zawodnicy zagraniczni trochę większe, bo najczęściej są tutaj bez rodziny. Za to myślę, że z tego powodu jeszcze mocniej trzymamy się razem jako drużyna. Dobrze rozumiem się ze wszystkimi w drużynie a ze względu na podobne wyzwania, najczęściej spotykam się z zawodnikami w moim wieku, którzy również przyjechali z zagranicy.
Cofnijmy się do roku 2019, kiedy przyjechałeś do Grudziądza. W Olimpii zagrałeś bardzo dobrą rundę jesienną, wcześniej będąc przez póło roku bez klubu. Jak to możliwe?
Jestem typem piłkarza, który nie potrzebuje być w stałym rytmie meczowym, żeby mógł wejść na boisko i dobrze zagrać. Największą rolę w moim przypadku odgrywa sfera mentalna, w tym pewność siebie. Tak też było w Olimpii, kiedy w pierwszym meczu strzeliłem hat-tricka. Wtedy moja pewność siebie poszybowała do góry i sam od siebie oczekiwałem, że będę zdobywał bramki w każdym spotkaniu. Pod koniec ubiegłego sezonu też byłem nastawiony na trafianie do siatki, bo moja pewność siebie była wciąż na wysokim poziomie. Mam nadzieję, że wrócę do tego stanu jeszcze w tym sezonie, bo już pokazałem, że mam jakość i potrafię dawać konkrety, nie tylko w pojedynczych meczach, ale w każdym meczu, w którym pojawiam się na boisku. Wciąż mam w sobie głód bramek – wczoraj zostałem po treningu z Kennym Saiefem, żeby postrzelać na bramkę. W końcu założyliśmy się, kto będzie trafiał lepiej i wygrałem. Mimo przerwy ze względu na uraz nie zapomniałem, jak wykończyć akcję [śmiech].
W internecie znaleźć można dwa różne miejsca Twojego urodzenia. Urodziłeś się w Afganistanie w Mazar-i Szarif czy w holenderskim Heerlen?
Urodziłem się w Afganistanie, ale jak miałem 2 lata, moi rodzice przeprowadzili się do Holandii i tam dorastałem, tam też wychowałem się piłkarsko.
Masz dwa paszporty – holenderski i afgański. Grasz dla reprezentacji Afganistanu, której – wg portalu transfermarkt – jesteś najbardziej wartościowym zawodnikiem (0,5 mln euro). Mimo, że jak mówisz, piłkarsko wychowałeś się w Holandii, już w na poziomie młodzieżowym grałeś dla Afganistanu.
Tak, mam dwa paszporty, ale jeśli chodzi o wybór reprezentacji, nie miałem wątpliwości. Selekcjonerzy z Afganistanu o wiele szybciej wyciągnęli do mnie rękę. Poza tym w reprezentacji Holandii grają tacy zawodnicy jak de Jong, Depay. Wiedziałem, że jeśli zdecyduję się zagrać dla Holandii, będę się dobrze rozwijał i będę miał jeszcze dużo szczęścia, to mogę o to miejsce w reprezentacji walczyć przez całą karierę i być może wystąpię w jednym, czy dwóch meczach. Teraz – jak wspomniałeś – teraz jestem najbardziej wartościowym piłkarzem Afganistanu. To ważne dla moich rodziców, ale też dla mnie, bo mając podwójne obywatelstwo moje serce bije bardziej dla kraju, w którym się urodziłem.
Wychowałeś się w Holandii – również piłkarsko, więc to może jednak zaskakiwać.
Ten wybór był naturalny i przez to dość łatwy. Obydwa kraje są dla mnie bardzo ważne, bo kultura obydwa mnie ukształtowała, natomiast moje poczucie dumy jest większe z reprezentowania barw Afganistanu. Być może wzięło się to też stąd, że gdy dorastałem w Holandii, miałem styczność z wieloma kulturami. Chodziłem do klasy z dziećmi z Maroka, Turcji i wielu innych krajów, przez co dorastałem w międzynarodowym tyglu kulturowym.
Skoro dorastałeś w otoczeniu multikulti, blisko granicy z Niemcami i Belgią, to iloma językami się posługujesz?
Wyrosłem jako dziecko dwujęzyczne – moimi pierwszymi językami są afgański i holenderski. Mówię jeszcze po francusku i niemiecku. Mogę powiedzieć, że posługuję się czterema językami. Często widze podobieństwa między językami, jednak żaden z tych języków, które znam, nie jest podobny do polskiego [śmiech]. Jednak z każdym dniem tutaj rozumiem coraz więcej po polsku
W reprezentacji Afganistanu wystąpiłeś w 5 meczach, w których strzeliłeś 1 bramkę. Ostatni mecz rozegrałeś w listopadzie 2019 roku przeciwko Katarowi. Od tamtej pory Twoja reprezentacja nie grała. Dlaczego?
Przede wszystkim ze względu na obostrzenia sanitarne związane z koronawirusem. Powinniśmy grać w kwalifikacjach do mistrzostw świata oraz do Pucharu Azji i te mecze zostaną rozegrane w czerwcu. Tym razem znowu będę w innym rytmie, niż pozostali, bo gdy moi koledzy będą na urlopach, ja będę grał. Zgodnie z planem w Katarze powinniśmy rozegrać trzy mecze kwalifikacyjne do mistrzostw świata. Zakwalifikowanie się na tą imprezę będzie bardzo ciężkie, ale jeśli zajmiemy miejsca 1-3 zakwalifikujemy się do Pucharu Azji i to byłoby największym osiągnięciem reprezentacji Afganistanu w dotychczasowej historii jej występów. Cieszę się, że będę mógł w tym pomóc moim kolegom i myślę, że jesteśmy w stanie zakwalifikować się przynajmniej do Pucharu Azji.
Wracamy Afganistanu do Holandii. Z Heerlen do Kerkrade miałeś blisko – 10 minut, ale potem już zwiedzałeś kraj lądując w Emmen i na koniec w Dordrechcie. Czy myślisz jeszcze czasami o powrocie do Holandii?
Dobre jest to, że Holandia nie jest zbyt dużym krajem, więc jeśli nawet jeździsz po różnych klubach w kraju, to wciąż jesteś dość blisko domu. Czasem myślę o powrocie do Holandii. Oczywiście jestem w kontakcie z wieloma znajomymi z czasów, kiedy grałem dla Rody Kerkrade, bo tam się wychowałem i tam bardzo dobrze mnie znają. Ale teraz koncentruję się na grze w Lechii, która gra w Ekstraklasie, a Roda aktualnie występuje na drugim poziomie rozgrywkowym w Holandii, więc dla mnie byłby to krok w tył. W przyszłości jednak nie wykluczam powrotu do klubu, w którym się wychowałem.
Przez lata Roda Kerkade miała stałe miejsce w Eredivisie – najwyższej klasie rozgrywkowej w Holandii, występował w europejskich pucharach. Co się stało?
W 2014 roku Roda spadła po ponad 40 latach do Eerste Divisie, czyli drugiej ligi. Potem jeszcze wróciła, ale tylko na rok. To efekt nietrafionych decyzji zarządczych oraz nieudanych transferów. Kiedy klub z taką historią spada do niższej ligi, ciężko jest się podnieść bez reorganizacji. 10 lat temu nikt w Kerkrade nie uwierzyłby w taki scenariusz, ale teraz on się ziścił i Roda jest zespołem środka tabeli Eerste Divisie.
Porównujesz czasami ligę polską z holenderską?
W Polsce większą uwagę zwraca się na przygotowanie fizyczne i tak też wygląda gra. Wydaje mi się, że tutaj przeciwnicy zostawiają więcej miejsca. Oczywiście piłkarze przechodzą w obydwu kierunkach z Ekstraklasy do ligi holenderskiej i odwrotnie, więc to nie są duże różnice, ale jednak czasem widoczne. W Holandii na pewno są trzy kluby, które zdecydowanie od lat się wybijają ponad pozostałe – Ajax, PSV i Feyenoord. Pozostałe drużyny grają na zbliżonym poziomie.
Wracamy do tu i teraz – jesteśmy na czwartej pozycji, ale przed sezonem w jednym z wywiadów powiedziałeś, że stać nas na TOP5. Podtrzymujesz to?
Moim zdaniem z tą grą stać nas na więcej niż czwarte miejsce na koniec tego sezonu. Różnice punktowe nie są duże. Szkoda przegranej w Szczecinie, ale w przekroju całego sezonu myślę, że w naszym zasięgu wciąż jest nawet drugie miejsce w lidze. Teraz czekają nas ciężkie mecze z drużynami, który mają też duży potencjał. Jestem jednak optymistą i nie sądzę, żebyśmy oddali im pole, dlatego moja zapowiedź dotycząca wyniku zespołu raczej się spełni. Powiedziałem wtedy też, że w tym sezonie chciałbym strzelić 10 bramek i to już raczej nie będzie możliwe. Wierzę w siebie, ale też patrzę na to realnie i będę musiał poczekać na to do kolejnego sezonu.
Czego zatem potrzebujesz dzisiaj, żeby wrócić do podstawowego składu?
Cierpliwości, bo zwycięskiego składu się nie zmienia i w pełni rozumiem decyzje sztabu. Jeśli zawodnicy, którzy otrzymują szanse, wykorzystują je, trzeba to docenić. Pozostaje mi trenować i być gotowym na sytuację, kiedy będę mógł wejść na boisko i potwierdzić, że chcę być silną częścią tego zespołu. Do tego wszystkiego przyda się jeszcze trochę szczęścia i oczywiście potem liczby, czyli bramki i asysty.
Tego Ci serdecznie życzymy!